czwartek, 26 listopada 2015

Po baaardzo długiej, ciągnącej się jak flaki za truchłem przerwie....

Witam was kochani po prawie dwóch latach milczenia. Wiem, że to szmat czasu jednak jakoś nie po drodze mi było usiąść i napisać tu coś ciekawego. Ale jeżeli kogoś interesowałby mój marny, nudny żywot to wiedzcie, że wszystko u nas dobrze, sprawy się ładnie poukładały itd. I nawet przestałam aż tak wątpić w męski gatunek, bo jak prawie dwa lata temu byliśmy z Hankiem na początku drogi, tak dziś razem mieszkamy, tolerujemy się, czasami ewentualnie chcemy pozabijać. Ale nadal tkwimy w tym porąbanym związku, zdając sobie jednocześnie sprawę, że taki dupek jak Hank i taka jędza jak ja pod jednym dachem to piekło gorsze niż wojna albo wioska żywych trupów. Było już opisywanie pisakiem jak obsłużyć pralkę, była lista na lodówce top 5 naszych kłótni, ostatnio nawet spisywałam mu instrukcję obsługi mojej nieskromnej osoby, bo stwierdził, że po takim czasie nadal mnie nie rozumie. A ja jestem w obsłudze prosta jak budowa cepa, tylko zwyczajnie jestem suką. Niemniej codzienne życie mamy całkiem ciekawe przez te paskudne charakterki. Widać w końcu trafił swój na swego.

W międzyczasie też zajęłam się szkoleniem na technika weterynarii, możecie mi wierzyć cholernie fascynujący kierunek. Oczywiście o ile rajcuje kogoś grzebanie w krowiej dupie po sam łokieć, patroszenie i badanie zwierzęcego gówna. Dla osób o takich upodobaniach to istny raj. A do mnie zaczyna docierać, że chyba mam coś nie tak z głową. Normalne kobiety idą na kosmetykę, fryzjerstwo, bankowość, administracje i inne duperele. Ale nie... Janie musiała wziąć coś fascynującego i pomagać zwierzakom. No to mam za swoje + 50 expa do wypasania bydła.

Idąc dalej, straciłam (na szczęście) kolejną "przyjaciółkę". Czemu? Ano temu, że niektórym osobom wydaje się, że jedyna rozrywka jaka istnieje to wieczne szlajanie z osobnikami o dość wątpliwym ilorazie inteligencji, shoppingi (zgrozo...) i melanże na których zasypiają wypijając jedno, może półtorej piwa. Niestety nie sprostałam wymaganiom pani Anny, bo z racji tego że mam dzieci nie szlajam się na okrągło, selekcjonuję spotkania czy imprezy na które idę bądź jadę, tak samo zresztą ludzi z którymi się spotykam nie chcąc marnować czasu na pospolitych ćwierćmózgów. No i niestety, ale nie czerpię satysfakcji z bezcelowego snucia się po galeriach i sklepiszczach w których stado bab, którym przeceny wyżarły już doszczętnie mózgi są w stanie pobić się o majtki mniejsze od chusteczki do nosa. Starczy mi, że odwiedziłam dziś Kaufland w konkretnym celu, mianowicie wystawili gadżety ze Star Wars. Jako fanka byłam chętna opróżnić mój i tak wiecznie świecący pustkami portfel do cna, jednak najpierw musiałam przebić się przez stado ludzi, którzy w szale przekopywali się przez wystawę, blokowali się nawzajem wózkami i generalnie robili takie zamieszanie, że głowa mała. Całe szczęście, wyszłam z tej bitwy zwycięsko i z naręczem pierdół, na które Hank mógł potem w domu spojrzeć z politowaniem. Tak przy okazji.... Tylu facetów marzy o kobiecie - nerdzie, takiej która uwielbiałaby fantastykę, gry, miałaby do tego strój Lei z pałacu Jabby itd. itp. Taka jestem, strój też posiadam za to z moim bezmózgim yeti jest coś ewidentnie nie tak, bo generalnie wisi mu cała moja nerdowska otoczka. Czasem zrobi mi tą łaskę i pogra ze mną na kompie albo w planszówkę, jednak nie odczuwa wtedy takiej euforii jak ja. Tylko ja mogę mieć pecha tak trafić ;)

Cóż na dzień dzisiejszy to chyba wszystko na co chciałam ponarzekać tudzież o czym sobie bezcelowo popieprzyć. Hank właśnie wrócił do domu i kategorycznie zażądał, abyśmy zajęli się pisaniem tekstu, oczywiście po tym jak położymy me pacholęta spać i skończę oglądać Gwiezdne Wojny na AXN. Tak więc. Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz